W październiku 2009 r. kontakt mailowy z naszym serwisem nawiązał Grzegorz Gromnica, mieszkaniec Zabrza, którego przodkowie Grabowscy pochodzą z Bartodziej. Grzegorz Gromnica jest z wykształcenia ekonomistą, od 17 lat pracuje w policji, a jego pasją kilka lat temu stały się poszukiwania genealogiczne.
|
Galeria z archiwum G. Gromnicy >>>
|
„Nikogo nie jest tajemnicą, jak dużo korzyści przynoszą przodków czyny, gdy się je rozpatruje…” |
Poszukiwania genealogiczne, lub jak kto woli, swoiste grzebanie w sentymentach, rozpocząłem w okresie wakacyjnym 2007 roku. Wtedy to skontaktował się ze mną przez komunikator Skype niejaki Paweł Gromnica mówiąc, że jest z Niemiec i zapytał skąd ja jestem, gdyż możliwe, że ze względu na to samo nazwisko jesteśmy spokrewnieni. Odpowiedziałem mu, że jestem z Zabrza. Na to on odrzekł, że nikogo z moich okolic nie zna i chyba nie jesteśmy spokrewnieni. Od czasu tej rozmowy bardzo często zastanawiałem się nad moimi korzeniami, pochodzeniem, przodkami itp. Nie dawało mi spokoju to, że ktoś o moim nazwisku, które skądinąd jest dość specyficzne, nie jest gdzieś w przeszłości powiązany z moimi krewnymi. Postanowiłem to sprawdzić i od tego momentu moje poszukiwania nabrały rozpędu. Jest rzeczą zrozumiałą, że mieszkając na Śląsku rozpocząłem poszukiwania rodziny ze strony mojego ojca. Przekonany byłem, że moja rodzina od zawsze związana była z Zabrzem, a konkretnie z dzielnicą tego miasta o nazwie Makoszowy. Nigdy, jak pamiętam, nikt nie wspominał o przodkach, którzy mieliby być z innych okolic. Jakie było więc moje zdziwienie, gdy nagle dowiedziałem, że moi przodkowie pochodzą z innej miejscowości. Co prawda oddalonej o kilka kilometrów, ale zawsze. Rozpocząłem więc ustalania żyjących jeszcze członków rodziny. Starałem się wszystkich odwiedzić w celu przeprowadzenia rozmowy o przodkach, historii rodziny, ciekawych wydarzeń, które nie zawsze powodowały uśmiech na twarzy.
|
Przez wzgląd na to, że były to tereny, przez które przebiegała granica między Polską a Niemcami (Prusami) bardzo często zdarzały się w historii mojej rodziny przypadki tragedii i nieszczęść. Chłonąłem tą wiedzę jak przysłowiowa gąbka. Coś, o czym uczyłem się w szkole i było dla mnie czymś „z boku”, czymś co mnie bezpośrednio nie dotyczy, okazywało się nagle częścią mojej rodziny. Wydarzenia miały miejsce w domach moich pradziadków, ich braci i sióstr… Odnotowywałem to wszystko bardzo skrupulatnie zdając sobie sprawę, że za jakiś czas może już nie być nikogo, kto będzie o tym pamiętał lub wiedział. Zebrawszy wiadomości i ustalenia od osób żyjących postanowiłem rozpocząć poszukiwania w dokumentach i archiwach. Odwiedzałem archiwa państwowe (niektóre kilkakrotnie), archiwa parafialne i muzea miejskie w celu ustalania nazw, adresów, danych z ksiąg metrykalnych itp. Nie było to wcale takie proste gdyż wszystkie dokumenty pisane były wówczas w języku niemieckim i to odręcznym gotykiem (tzw. handschrift). Najpierw więc musiałem poznać zasady staroniemieckiej kaligrafii. Następnie odczytać treść aktu, potem przetłumaczyć ze staroniemieckiego na współczesny niemiecki a na koniec z niemieckiego na polski. Przy założeniu, że nie znam niemieckiego, początkowo przedsięwzięcie to wydawało mi się karkołomne. Teraz doszedłem już do wprawy i takie akta nie sprawiają mi większego problemu. W moich poszukiwaniach dotarłem do 1730 roku. Jest to póki co najstarsza data mojego przodka. Natomiast najstarszą datą przodka o moim nazwisku jest rok 1789 – jest to rok, w którym urodził się mój prapraprapradziadek. Wiem, że był hodowcą owiec prawdopodobnie na terenie folwarku. Kolejne ustalania poczynię w czasie współpracy z Archiwum Archidiecezjalnym w Katowicach. Tam bowiem znajdują się stare księgi metrykalne. Nie wiem niestety gdzie się urodził mój najstarszy praprzodek. Zdaję sobie sprawę, że czeka mnie nie lada wyzwanie – jeśli otrzymam zgodę na dostęp do ksiąg to będę musiał przeszukać dość sporą ilość parafii, które prowadziły księgi w XVIII wieku.
|
Robiąc sobie „wymuszoną” przerwę w poszukiwaniach przodków ze strony mojego ojca postanowiłem rozwinąć gałęzie rodziny ze strony mojej mamy. Urodzona na Marcelowie k. Wsoli – jedna z 12 rodzeństwa (dwie siostry mamy zmarły jako dzieci). Mój dziadek – Józef Grabowski – również urodził się na Marcelowie 11 lutego 1910 roku. Był jednym z pięciorga dzieci Józefa i Anny z d. Pieńkowskiej. Już na tym etapie pojawiły się pierwsze problemy – spotkałem się z różnymi wariantami pisowni nazwiska panieńskiego mojej prababci – Pieńkowska, Pińkowska, Bieńkowska i Bińkowska. Może gdy dotrę do najstarszych jej przodków dowiem się jak naprawdę w przeszłości brzmiało to nazwisko. Mój pradziadek – Józef był natomiast jednym z 11 dzieci Jana Grabowskiego i Salomei z d. Frączek. Doliczając do tej gromadki jeszcze trójkę dzieci z pierwszego małżeństwa Jana daje nam to 14 dzieci. Niestety 5 z nich zmarło w wieku roczku bądź dwóch. Zgony małych dzieci w tamtych czasach były bardzo nagminne – i to zarówno w okolicach Polski centralnej jak i obecnego Górnego Śląska. Pradziadek Józef urodził się w Bartodziejach w 1876 roku. Jego całe rodzeństwo również urodziło się w Bartodziejach. Żeniąc się z Anną Pieńkowską przeprowadził się na Marcelów. Mając 41 lat umiera zostawiając swoją żonę Annę z dziećmi. Tragedia stała się tym większa, że rok później umiera Anna w wieku 26. Piątka dzieci, z których mój dziadek Józef był najstarszy (miał wtedy 10 lat) została przygarnięta przez braci pradziadka Józefa, m.in. Antoniego Grabowskiego z Bartodziej. Wychowując się u stryja czas w głównej mierze spędzał na pracy w bartodziejskim dworze. Gdy dorósł poznał swoją przyszłą żonę Józefę z d. Jaroszek ur. w Jastrzębi. (obydwoje na zdjęciu obok) Babcia Józefa i jej 10 rodzeństwa wychowywani byli przez swoich rodziców Jana Jaroszka z Jastrzębi i Ewę z d. Frączek, która była córką Wojciecha Frączka i Agnieszki z d. Adamska. Moi dziadkowie po zawarciu związku małżeńskiego w kościele w Lisowie przeprowadzili się na Marcelów, gdzie tak naprawdę dziadek wrócił na swoją ojcowiznę. Na Marcelów wrócił również jego młodszy brat Jan. Mieszkając obok siebie, gdzie dzielił ich drewniany płot, niejednokrotnie sytuacja do złudzenia przypominała sceny z kultowej polskiej trylogii o Kargulu i Pawlaku.
|
Rozmawiając z dalszymi członkami mojej rodziny dowiedziałem się, że brat mojej prababci Ewy zd. Frączek – Adaś – gdy był młodym chłopcem miał być usynowiony przez ówczesnego dziedzica Bartodziej Bolesława Maleszewskiego. Adaś urodził się w 1900 roku. Jego ojciec – Wojciech Frączek, który był wtedy sołtysem Bartodziej nie wyraził na to zgody. Powodów możemy się jedynie domyślać. Maleszewski nie miał swoich dzieci i postanowił w przypadku usynowienia Adasia na niego scedować swój majątek. Nie doszło jednak do usynowienia i 17-letni Adaś zaciągnął się do tworzonych legionów Piłsudskiego. Zginął w 1920 roku w okolicach Radzynia Podlaskiego - prawdopodobnie ktoś widział tam jego mogiłę.
|
W czasie poszukiwania źródeł do budowania mojej genealogii wszedłem w bliższy kontakt z mieszkańcem wsi Bartodzieje – Wojciechem Ćwierzem. Z ochotą podzielił się ze mną swoimi wiadomościami i już poczynionymi ustaleniami dotyczącymi obecnych i byłych mieszkańców Bartodziej. Korzystam z tych informacji z fascynacją – to przecież wiedza o moich korzeniach. Nie wiem jeszcze na jakim etapie zmuszony będę zakończyć moje poszukiwania, ale póki co chłonę wiedzę na temat wsi moich przodków. Przy każdej nadarzającej się okazji (a bywam czasami na Marcelowie) będę odwiedzał obecnych mieszkańców Bartodziei aby poznać moich krewnych i to, co mają do powiedzenia o rodzinie. Nie tylko o tym co piękne, ale i o tym co boli...
|
Grzegorz Gromnica |