Dwór w Bartodziejach nazywany potocznie pałacem został wzniesiony w I poł. XIX w. Przez ponad 150 lat często zmieniał właścicieli. Mimo róznych kolei losu przetrwał w nienaruszonym stanie czasy zaborów, dwie wojny światowe i okres komunizmu. Dopiero gdy pod koniec lat 80-tych ubiegłego wieku przeszedł w ręce „szwedzkich” inwestorów nadszedł jego kres.
.
Dwór w Bartodziejach - lipec 2007 r.
Obecni właściciele
W 1988 r. dwór od rodziny Janowskich kupiła Krystyna Gancarczyk-Hjorth. Według jej szumnych zapowiedzi pałac miał być niebawem odnowiony. Wraz z mężem, szwedzkim przedsiębiorcą, planowała w Bartodziejach szereg inwestycji. Początkowo nowi właściciele rozwinęli szklarniową produkcję warzyw, z której utrzymywali się ich poprzednicy. Rozpoczęli również remont dworu, jednak po kilku miesiącach prace budowlane zostały zaprzestane i jak się później okazało, już nigdy ich nie wznowiono. Ponieważ szklarnie nie przynosiły oczekiwanych dochodów Hjorth zrezygnował z ogrodnictwa i zainwestował w produkcję mozaiki podłogowej. Na zakład przeznaczył sąsiadującą z dworem oficynę, którą w tym celu samowolnie przebudował. Podobnie postąpił z innymi pofolwarcznymi budynkami. Gdy również ten interes przestał się opłacać, w połowie lat 90-tych właściciele dworu zaprzestali wszelkiej produkcji i wyprowadzili się do Szwecji. Zadłużony majątek pozostał bez jakiejkolwiek opieki. Stan techniczny dworu był już katastrofalny. Od końca lat osiemdziesiątych obiekt nie był ogrzewany. Nie przeprowadzono nawet najbardziej niezbędnych napraw i renowacji. W ciągu kolejnych kilku lat systematycznie postępowała dewastacja dworu i pozostałych dworskich zabudowań. Podobny los podzielił park, otaczający pałac. W listopadzie 2003 r. dwór został podpalony. Pożar strawił niemal doszczętnie jego wnętrze i więźbę dachową, zawaleniu uległy stropy. Ocalały jedynie grube zewnętrzne mury. Pozostała grożąca zawaleniem ruina. Pozostało również pytanie, dlaczego, mimo że od 15 lat unikalny zabytek ulegał stopniowej zagładzie, konserwator zabytków nie był w stanie temu zapobiec. Dopiero po pożarze i medialnym nagłośnieniu sprawy powołano kuratora dla właścicielki dworu. Latem 2004 r. konserwator wszczął postępowanie administracyjne w celu oceny stanu technicznego dworu, a po kilku miesiącach wydał nakaz zabezpieczenia ruin pałacu. Krystyna Gancarczyk, mimo zapoznania się z tą decyzją, przez 2 lata nie wykonała żadnych nakazanych czynności. Zgodnie z prawem obiekt powinien zostać wówczas ogrodzony na koszt państwa, a poniesione na ten cel koszty należało wyegzekwować w drodze licytacji majątku. Niestety takich działań nie podjęto. Dopiero w październiku 2006 r. właścicielka wywiązała się z nakazu konserwatora i dokonała prowizorycznego ogrodzenia dworu, co jednak w żaden sposób nie poprawiło tragicznego stanu zabytku. Jego dalsze losy wciąż zależą od woli Krystyny Gancarczyk i nic nie wskazuje by uległy zmianie
Sytuacja obecna (stan prawny)
Ostatni ruch właścicielki to wymuszone nakazem administracyjnym ogrodzenie kompletnie zdewastowanego dworu. Od tego momentu Krystyna Gancarczyk nie pojawiła się w Bartodziejach. Pojawiają się natomiast chętni do zakupu tego, co pozostało po dawnym pałacu. Jest oczywiste, że na obecnym etapie dwór można odrestaurować tylko poprzez rozbiórkę i odbudowę od podstaw, mimo to jest wielu zainteresowanych którzy mają fundusze i podjęli by się takiego wyzwania. Ruina jest wciąż atrakcyjna, ponieważ oprócz niej jest tu kilka hektarów pięknie położonej działki i unikalny park. O tym, że tego typu miejsca można uratować przekonują losy spalonego dworu w Rusinowie, który po znalezieniu nowego właściciela został w ciągu kilku lat przywrócony do dawnej świetności. W przypadku Bartodziej sytuacja jest o tyle korzystna, że konserwator zabytków dysponuje dość bogatą dokumentacją techniczną całego kompleksu dworsko-parkowgo.
Problem bartodziejskiego dworu polega na tym, że obecni właściciele nie są w stanie zadbać o swoją własność i jednocześnie z przyczyn tylko sobie znanych nie są zainteresowani jego sprzedażą. Aktualnie obowiązujące przepisy uznają własność za rzecz świętą i mimo zniszczenia zabytku przez prywatnego właściciela jego wywłaszczenie jest praktycznie niemożliwe. Sytuację dodatkowo pogarsza niedofinansowanie instytucji odpowiedzialnych za ochronę zabytków, które nie są w stanie egzekwować nawet obowiązującego prawa.
Powołany dla właścicielki społeczny kurator nie ma uprawnień do dysponowania jej majątkiem. Został powołany przez sąd tylko w celu odbierania korespondencji, w związku z toczącym się postępowaniem administracyjnym dotyczącym zegarków repliki zabezpieczenia (ogrodzenia) ruiny. Ustanowienie kuratora do doręczeń pocztowych było konieczne, ponieważ pisma wysyłane na adres K. Gancarczyk wracały z adnotacją informującą, że adresatka wyprowadziła się i nie jest znane miejsce jej aktualnego pobytu.
Również niewiele w sprawie dworu może zrobić lokalny samorząd. Z informacji uzyskanych od wójta gminy Jastrzębia wynika, że właścicielka dworu systematycznie opłaca podatki gruntowe należne gminie i nie ma zadłużenia z żadnego innego tytułu.