W latach 20-tych Witold Gombrowicz spędzał zwykle wakacje we Wsoli, w majątku, który należał do jego starszego brata Jerzego. Wsola była posagiem Aleksandry z Pruszaków żony Jerzego. Gombrowiczowie byli częstymi gośćmi w bartodziejskim dworze, gdzie organizowano ogniska, polowania, bale i rauty, na które przybywali również przedstawicie innych znanych rodów szlacheckich: Pruszaków, Niecieckich, Daszewskich, Przyłęckich czy Popielów. W Bartodziejach mieszkała pełna powabu panna - Krystyna Janowska zwana Krystą, córka Bolesława, która stała się wybranką serca pisarza. Do pierwszego spotkania obydwojga doszło w 1922 r. w Wiśle w willi "Piast", gdzie 14-letnia Krysta była pensjonarką. W wydawnictwie "Cathier de I'Herne" znajduje się adnotacja: "Jego wielką miłością jest młoda sąsiadka brata Jerzego.
Spotykał się z nią w nocy, ryzykując swoim życiem, przechodził przez wąski i niebezpieczny most. Szedł do niej osiem kilometrów na piechotę. Spotykali się nieregularnie, lecz miłość trwała kilka lat.." Krystyna reprezentowała typ urody przypominający późniejszą żonę pisarza Ritę Gombrowicz. Była szatynką z dużymi oczami, wysoka, szczupła, zgrabna. Wysportowana - grała w tenisa, jeździła na nartach, prowadziła samochód. Była inteligentna, czasem nawet ostra w sądach. Witold Gombrowicz zbytnio się jej nie podobał, był inny niż wszyscy jej konkurenci, co zobrazowała pewna historia opowiedziana przez nią po latach. Otóż przyjechał kiedyś do niej do Bartodziej, niezapowiedziany i spóźniony, tak, że spuszczono już psy z łańcuchów. Oczywiście dopadły go, gdy tylko wszedł. Przerażony wdrapał się więc na płot i darł się tak przeraźliwie, że wyszła służba i odgoniła psy. "Zaglądałem śmierci w oczy" - dramatyzował później, a tymczasem żaden inny kawaler, przyjeżdżający w konkury do panny, za nic by się nie przyznał, że się przestraszył, nie krzyczałby, nie uciekał na płot. Raczej dałby się pogryźć . "Był po prostu z innego, obcego mi świata. Nie tylko ja czułam jego inność" - stwierdziła później Janowska. Będąc gościem w Bartodziejach Witold odróżniał się od innych gości, nie lubił sportu tak jak Krysta, a i poczucie humoru miał inne niż wszyscy. Podobno kiedyś w dworze, w ciemnym korytarzyku zagrodził drogę jednej z panien i wymachując sekatorem groził, że jak zrobi jeszcze jeden krok, to utnie jej nogę. "Kupię ci coś na szyję" mówił pisarz do Wandy Przyłęckiej z Bierwiec i kupował jej mydełko. "Chodź porozmawiajmy o seksie" proponował innym razem, a Wanda czerwieniła się, bo nie wiedziała, czy ma brudną szyję i stąd to mydło, a seks... przyzwoite panienki wtedy nie znały takich słów. Ojca Przyłęckiej, wiążąc krawat przydusił. Dla zabawy. W żartach oszczędzał tylko Krystynę i tylko z nią odważył się zatańczyć, choć w ogóle nie tańczył.
Krystyna o zalotach Witolda wspominała z rezerwą "Nie łączyło nas nic poważnego, po prostu bardzo mu się podobałam i to wszystko, nigdy nie mówił mi o swoich uczuciach. Nie deklarował nic poważnego, ani nie wspominał o małżeństwie..." Janowska wyszła za mąż za właściciela majątku Kluczewsko Stanisława Konarskiego i zamieszkała w dobrach męża. Dla autora "Ferdydurke" było to jednak silne uczucie, skoro jeszcze w latach 50-tych w listach do brata pisał: "Napisz mi coś przy sposobności o Kryście Janowskiej, dawnej mojej flamie, nie rozumiem dlaczego pracuje w wypożyczalni książek, ja wyobrażałem sobie, że wyszła za mąż i siedzą w Bartodziejach, tak jak mi pisał bodaj Jurek. Czy ma dzieci?"
Związki Witolda Gombrowicza z Bartodziejami przypomniane zostały podczas I Międzynarodowego Festiwalu Gombrowiczowskiego organizowanego w dniach 2-6 czerwca 1993 r. przez Teatr Powszechny w Radomiu. Jednym z gości tej imprezy była wdowa po pisarzu Rita Gombrowicz, która wraz z organizatorami festiwalu zwiedzała miejsca, w których jej mąż przebywał w młodości. W programie wycieczki po ziemi radomskiej nie zabrakło dworu w Bartodziejach, który od kilku lat nie był już w posiadaniu Janowskich.